Zioła, jak wszystkie inne rośliny towarzyszyły człowiekowi od dawna; jedni znali je lepiej inni gorzej, a jeszcze inni nie interesowali się nimi wcale. Zastanawiające, jak szybko leczenie ziołami obrosło w zabobony i legendy. Opowieści wyprawach na łąkę przy blasku miesiączka w towarzystwie czarnego kota są już przysłowiowe i bardziej przypominają konfabulacje nierozgarniętych kmiotków niż faktyczne praktyki zielarzy. Żaden, bowiem szanujący się uzdrowiciel nie wybrałby się ciemną nocą po wilgotne od rosy rośliny, które zamiast pięknie się wysuszyć, zapleśniałyby albo sczerniały. Księżyc w pełni może i rozświetla mrok, nie na tyle jednak, żeby można było dokładnie obejrzeć, czy surowiec zielarski jest zdrowy, nieporażony przez choroby i niepogryziony przez szkodniki. Ówczesna opinia zakładała potrzebę czarnego kota przy zbieraniu ziół. Blask miesiąca miał odbijać się od czarnego futra, dzięki czemu kot taki jest lepiej widoczny, niż choćby biały, czy rudy, czarny kot w nocy nie jest niczym więcej, jak czarnym kotem. W świetle księżyca, co najwyżej mogą mu się świecić oczy.